Dodano:
29.10.2025
Jeszcze niedawno, kiedy ktoś rzucił hasło „samochód z Chin”, większości z nas przed oczami stawał obraz plastikowej zabawki z bazaru, która rozpada się po trzech dniach. No bo przecież „Chińczyk” to był synonim czegoś, co działa… dopóki nie zacznie działać.
Ale uwaga – czasy się zmieniają szybciej niż ceny paliwa przed długim weekendem. Dziś chińskie samochody to już nie są żadne ciekawostki na marginesie motoryzacji, tylko realna konkurencja dla „wielkiej trójki” z Niemiec, Japonii czy Korei. I – o zgrozo dla starych marek – one naprawdę sprzedają się coraz lepiej.
30% taniej – i to nie jest „do negocjacji”
Nie ma co owijać w bawełnę: główny powód, dla którego Polacy zaczynają zerkać na auta z Chin, to cena niższa o co najmniej 30%.
Za te same pieniądze, za które kupujesz w Europie wersję „bieda edition”, u Chińczyka odbierasz samochód, który już w standardzie ma: skórzaną tapicerkę, dwa ekrany większe niż Twój telewizor w salonie i asystenta parkowania, który parkuje lepiej niż Ty po trzech kawach.
I teraz pytanie: czy Polak, który od lat przy zakupach w Biedronce patrzy na promocje „2 w cenie 1”, odpuści sobie takie okazje w motoryzacji? No nie odpuści.
„Chińczyk” nie taki straszny, jak go malują
Dawne stereotypy odchodzą w zapomnienie. Owszem, kiedyś były auta, które wyglądały jak kopia Volkswagena Passata po taniej operacji plastycznej, ale dziś? Projektują je takie studia jak Pininfarina czy Giugiaro. Innymi słowy: Chińczyk już nie ściąga na klasówce, tylko pisze własne wzory matematyczne.
A jakość? Wnętrza w nowych modelach potrafią zawstydzić niejednego „Europejczyka”, a klienci coraz częściej mówią: „kurczę, ja tu nie widzę różnicy”.
Serwis? To już nie problem
Jeszcze niedawno każdy pytał: „A kto mi to w Polsce naprawi?”Otóż – coraz więcej serwisów. Serio. Warsztaty łapią temat, importerzy zapewniają części, a niektóre marki budują już oficjalne sieci obsługi. Czyli nie jest tak, że kupujesz auto i zostajesz sam z kluczem francuskim w ręku.
Kto już to robi?
Nazwy, które powinieneś zapamiętać:
- MG – chińska własność, ale brytyjskie korzenie. Ładne sedany i SUV-y, w dobrej cenie. 
- BYD – największy producent hybryd i elektryków na świecie. Tak, większy niż Tesla. 
- Denza – wspólne dziecko Mercedesa i BYD, czyli luksus za pół ceny. 
- Exeed, Omoda, Chery – coraz częściej widoczne na naszych drogach. 
- Hongqi – takie chińskie „premium”, które spokojnie może zaparkować obok Audi czy BMW. 
To w końcu warto czy nie?
Spójrzmy uczciwie:
✅ Są tańsze o minimum 30%.
✅ Wyposażenie i technologia – pierwsza liga.
✅ Coraz więcej serwisów, coraz lepszy dostęp do części.
❌ Rynek wtórny dopiero raczkuje.
❌ Psychologiczna bariera – „bo to z Chin” – jeszcze trochę w nas siedzi.
Ale patrząc na to, jak szybko rośnie popularność chińskich marek, można przewidzieć jedno: za kilka lat nikt już nie będzie się zastanawiał „czy warto”, tylko „którego Chińczyka wybrać”.
Pointa
W skrócie – jeśli chcesz mieć auto dobrze wyposażone, nowoczesne i wyraźnie tańsze od niemieckiej konkurencji, to już jest dobry moment, żeby rozważyć zakup z Chin.
Bo wygląda na to, że motoryzacja właśnie przenosi produkcję z „Made in Germany” na „Made in China” – i to szybciej, niż zdążysz spłacić obecny leasing.
👉 A jeśli chcesz dowiedzieć się, ile dokładnie kosztuje sprowadzenie takiego auta do Polski – zajrzyj na AutoKlasa.pl. My zajmiemy się wszystkim: od zamówienia, przez transport, aż po rejestrację.
SOCIAL MEDIA
Wykonanie strony www: niesporek.com





